25 lutego 2016

PROLOG

„Ten facet potrafiłby mnie sprowokować do uśmiechu nawet gdybym wisiała na szubienicy.”


24 kwiecień 2015
Wbiegłam po schodach na górę, lawirując między dwoma fotelami i stolikiem znajdującymi się na korytarzu. W roztargnieniu pociągnęłam za gałkę od drzwi i wbiegłam do środka, zahaczając przy tym o próg i upadając na kolana. Stęknęłam, czując ból w łokciach ale nie podniosłam głowy. Wpatrywałam się w jasne deski podłogi i obawiałam się spojrzeć przed siebie, obawiałam się tego, co mogłabym tam zobaczyć.

Nikt nie nawoływał mnie z dołu, ani tata ani Ali nie chcieli zobaczyć mojej miny, gdy spojrzałam w głąb pokoju i doznałam szoku. Był kompletnie pusty. Zniknęło moje wielkie, miękkie łóżko, zniknęły wszystkie półki i szafki, mój telewizor, książki, pamiątki, zdjęcia. Zniknęła wielka, garderobiana szafa, moje wszystkie ubrania, biżuteria. Zniknął biały, miękki dywan. A, co najważniejsze, zniknęły moje instrumenty – czarne pianino, keyboard, wiolonczela, gitara, skrzypce – nie było już niczego, co wiązało mnie z tym miejscem. Nawet kolor ścian się zmienił – były teraz sterylnie białe i raziły moje oczy, sprawiając, że zaczęły łzawić. Było to takie przerażające, dowiedzieć się, że całe twoje życie zniknęło.

Schowałam ręce w dłoniach i z całych sił próbowałam odepchnąć od siebie wszystkie emocje. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby wszystko, co przez lata starałam się od siebie odepchnąć, nagle się na mnie zwaliło. Musiałam być silna, wystarczająco silna, żeby nieść swój bagaż jeszcze przez jakiś czas.

Opadłam niezgrabnie na ziemie i, tym razem, schowałam głowę między nogi. Łzy ciekły mi po twarzy, a ja, kołysząc się we wszystkie strony starałam się nie pęknąć. Nie pozwolić temu wszystkiemu wyjść ze mnie. Czułam potrzebę ulżenia sobie w jakikolwiek sposób, czułam potrzebę odpoczynku. Pragnęłam odpocząć od tego wszystkiego, co miało miejsce w ostatnim czasie.

Zaczęłam krzyczeć na całe gardło jak jeszcze nigdy – był to jedyny dźwięk wydany przeze mnie w ostatnim czasie. Moje gardło protestowało gdy zdzierałam swoje struny głosowe, ale nie rejestrowałam tego tak, jak powinnam. Uczucie ulgi było takie błogie, że nie mogłam przestać.

Krzyk był na swój sposób przeraźliwy ale i oczyszczający.

Zdawało mi się, że tracę przytomność – przed oczami zrobiło mi się ciemno i nagle nie było nic, czego mogłam się trzymać. Zdążyłam tylko usłyszeć, że ktoś wbiega do pokoju i krzyczy, przerażony.

Po co się martwili, skoro i tak byłam martwa?